Jak działa psychoterapia?

Jak to się dzieje, że psychoterapia leczy? Specjalnie dla kampanii społecznej „Jestem sobą, nie chorobą” napisałam artykuł, w którym omawiam podstawowe czynniki leczące w psychoterapii:

Historia psychoterapii sięga końca XIX wieku. To wtedy wiedeński neurolog Zygmunt Freud odkrył, że rozmowy przynoszą pacjentom ulgę, prowadząc do zaniku objawów nerwicowych. Bertha Pappenheim – pacjentka współpracownika Freuda, Josepha Breuera, cierpiąca na bóle głowy, paraliże, zaniki czucia, zmienne stany emocjonalne, samookaleczenia – nazwała tę kurację „the talking cure”. Jej terapię obaj lekarze opisali w „Studiach nad histerią” opublikowanych w 1895 roku. Termin „psychoanaliza” po raz pierwszy pojawił się zaś w artykule Freuda rok później, w 1896 roku.

Po 120 latach rozwoju tej metody wiemy już całkiem sporo o tym, czy i dlaczego „terapia rozmową” rzeczywiście pomaga i leczy. Wiemy, że psychoterapia jest co najmniej równie skuteczna jak farmakoterapia, a często skuteczniejsza. Wiemy też, że w przypadku cięższych zaburzeń znacznie lepsze efekty przynosi łączenie psychoterapii z podawaniem leków. W metaanalizach (zbiorczych analizach wielu badań porównawczych) wykazano, że psychoterapia jest skuteczniejsza niż leki np. w przypadku nawracającej depresji, zaburzeń lękowych czy zaburzeń odżywiania.

W licznych badaniach dowiedziono też, że efekty psychoterapii utrzymują się dłużej oraz zapobiegają nawrotom lepiej niż leki. Biorąc pod uwagę liczne badania na temat efektów psychoterapii, w 2012 r. Amerykańskie Towarzystwo Psychologiczne ogłosiło „Rezolucję na temat uznania skuteczności psychoterapii”. Wiemy więc, że działa. Ale jak? Co takiego jest w samej psychoterapii, co okazuje się leczące?

Oto, w dużym skrócie, cztery najważniejsze czynniki leczące w psychoterapii, wyróżnione przez prof. Czabałę:

1. Związek terapeutyczny

Osoby, które przychodzą na terapię, często czują się skrzywdzone, osamotnione, niezrozumiane nawet przez najbliższych. Najczęściej nie miały dobrych doświadczeń w relacjach z innymi. Albo nie potrafiły czerpać z tych relacji czegoś dobrego dla siebie. Terapeuta okazuje się osobą, która akceptuje pacjenta i przyjmuje jego doświadczenia w takim kształcie, w jakim są przez niego przeżywane. Może to być pierwsza taka relacja z drugim człowiekiem w życiu pacjentów. Terapeuta okazuje się wrażliwy na problemy pacjenta, a jednocześnie pozostawia mu potrzebną do rozwoju autonomię. W ten sposób relacja terapeutyczna stanowi prototyp zdrowej, dojrzałej więzi. Związek terapeutyczny okazuje się fundamentem procesu leczenia.

2. „Naprawcze” doświadczenia emocjonalne

Pacjenci najczęściej przeżywają sporo frustracji, lęku czy beznadziei, ale trudno im odnaleźć przyczyny tych uczuć. W procesie terapii zaczynają dostrzegać związki między swoimi doświadczeniami życiowymi i przeżywanymi emocjami, co pozwala na ich bezpieczne odreagowanie. Wiele emocji pojawia się też „tu i teraz”, w reakcji na interwencje terapeuty. Dzięki przyjęciu tych uczuć przez terapeutę jako normalnych i zrozumiałych pacjent uwalnia się od nich. Na przykład dowiaduje się, że wyrażenie niezadowolenia nie musi od razu oznaczać odrzucenia czy gniewu ze strony drugiej osoby. Innym naprawczym doświadczeniem jest zobaczenie, że obie strony w relacji mogą czasem popełniać błędy, co nie narusza stabilności i trwałości więzi.

3. Nowe możliwości poznania siebie i otoczenia

W procesie psychoterapii we wszystkich nurtach niezwykle ważne jest osiąganie zmiany w zakresie wglądu w siebie, przekonań i schematów poznawczych rządzących życiem pacjenta. Na przykład osoba cierpiąca na depresję przeżywa siebie jako osobę niezdolną do bycia kochaną czy osiągania sukcesów. To, co okazuje się leczące w procesie psychoterapii w odniesieniu do sfery poznawczej, to poszerzanie perspektywy, nabywanie umiejętności spoglądania na siebie i otaczającą rzeczywistość z różnych punktów widzenia. To także rozpoznawanie swoich potrzeb, nadawanie im znaczenia i realistyczne sprawdzanie możliwości ich zaspokojenia.

4. Doświadczenie nowych sposobów zachowania

Ważnym czynnikiem leczącym w procesie psychoterapii okazuje się wypróbowywanie nowych sposobów zachowania. Na przykład mimo początkowego braku zaufania pacjent może z czasem eksperymentować i sprawdzać skuteczność nowych rodzajów zachowania w gabinecie. Także nauka otwartego wyrażania uczuć, takich jak smutek czy gniew, może się okazać łatwiejsza w relacji z terapeutą. Ważne jest także, że to, jak przebiega wprowadzanie zmian poza gabinetem, w tym reakcje osób z otoczenia pacjentów na zachodzące zmiany, pacjenci mogą szczegółowo omawiać w bezpiecznej przestrzeni gabinetu.

Bibliografia:

  1. American Psychological Association (2012). Resolution on the Recognition of Psychotherapy Effectiveness.
  2. Czabała JC (2013). Czynniki leczące w psychoterapii. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa.
  3. Huhn M et al. (2014). Efficacy of pharmacotherapy and psychotherapy for adult psychiatric disorders: A systematic overview of meta-analyses. Journal of the American Medical Association Psychiatry. 71 (6): 706 – 715.
  4. Kalita L (2014). Skuteczność psychoterapii psychoanalitycznych. Biuletyn Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychoanalitycznej.

 

Artykuł na stronie kampanii „Jestem sobą, nie chorobą” można przeczytać tutaj.

Efekt samotności

tumblr_oa20l5w4lh1s3i6o8o1_400Coraz więcej osób skarży się współcześnie na samotność i dotyczy to osób w każdym wieku, także bardzo młodych. Co ciekawe, dotkliwe uczucie samotności dotyczy zarówno singli, jak i tych, którzy pozostają w stałych związkach. Badania wskazują, że zmniejsza się liczba osób w naszym otoczeniu, z którymi czujemy emocjonalną więź (obecnie jest ich średnio mniej niż dwie!).

Mamy wokół siebie coraz mniej osób, z którymi możemy otwarcie i swobodnie porozmawiać. Jakie są tego przyczyny?

Społecznych i kulturowych czynników, leżących u podłoża coraz częstszego występowania samotności, jest wiele – większy nacisk na indywidualny rozwój nie sprzyja pielęgnowaniu więzi z przyjaciółmi i rodziną. Inni (także partnerzy) to raczej przeszkoda lub wsparcie w drodze do głównego celu, jakim coraz częściej staje się samorealizacja rozumiana bardzo wąsko jako sukces zawodowy i finansowy, związany ze statusem społecznym. Rywalizacja na tym tle nie pomaga w budowaniu bliskości. Prawdopodobnie coraz trudniej pamiętać o tym, że samo bycie blisko (w sensie emocjonalnym) z innymi może być wartością i że możemy tego potrzebować bardziej niż kolejnego drogiego zakupu.

Jedną z istotnych zmian we współczesnym świecie jest zwiększenie się częstotliwości naszych kontaktów z innymi osobami przez telefon i przez Internet, które – jak się okazuje – tylko pozornie zastępują kontakt twarzą w twarz. Bardzo ciekawie opowiada o tym Susan Pinker, psycholożka, autorka książki „Efekt wioski. Jak kontakty twarzą w twarz mogą uczynić nas zdrowszymi, szczęśliwszymi i mądrzejszymi”:

Wielu ludziom się wydaje – mówi Pinker – że kontakt online i ten twarzą w twarz to jedno i to samo. Komunikując się na odległość, też przekazujemy sobie garść faktów, ale umykają nam przy tym takie informacje pozawerbalne, jak ton głosu, rytm wypowiedzi, wymowa spojrzenia, mimika czy język ciała. To tzw. szczere sygnały, które często mają większe znaczenie niż treść. W bezpośrednim kontakcie zalewa nas kaskada hormonów i neuroprzekaźników, które się uwalniają, gdy jesteśmy fizycznie blisko kogoś. Siedząc naprzeciwko siebie, odzwierciedlamy sposób mówienia naszego rozmówcy i tak budujemy z nim więź. Tylko taki rodzaj kontaktu pozwala nam ocenić, czy druga osoba jest godna zaufania, czy jest między nami „chemia”, czy warto w tę znajomość inwestować.

Jednocześnie, jak pokazują badania, posiadanie kręgu bliskich znajomych i pielęgnacja związków z innymi czyni nas zdrowszymi i szczęśliwszymi, a także przedłuża życie (to jest czynnik, który istotniej wpływa na długość życia niż unikanie używek, uprawianie sportów czy zdrowa dieta).

A dlaczego osoby pozostające w związkach także czasem czują się samotnie?

Wpływać na to mogą różne czynniki psychologiczne, związane z wyborem partnera, emocjonalnymi urazami z przeszłości, ale także z gotowością do otwartości emocjonalnej. Zdarza się, że – z powodu uczuciowych nadużyć lub deficytów z dzieciństwa (jeśli występowały) – przeżywamy każdą nową relację bardzo podobnie, np. wciąż czujemy się niezrozumiani, opuszczeni, niedocenieni, jeżeli tak właśnie czuliśmy się w dzieciństwie. I wybieramy podobnie zaniedbujących nas partnerów (np. osoby uzależnione, stosujące przemoc, pochłonięte pracą itp.). To może oznaczać też, że do każdego kolejnego związku wnosimy bagaż emocjonalny z dzieciństwa, który uniemożliwia stworzenie satysfakcjonującej nas relacji.

Czasem zdarza się, że w relacji z partnerem lub partnerką czujemy się samotni, ponieważ powstały poważne zakłócenia w komunikowaniu się. Taka sytuacja dotyczy zwłaszcza związków, w których niepisaną zasadą jest przekonanie, że nie można się kłócić. Albo – nie można mówić o swoich trudnościach, rozczarowaniach czy potrzebach, żeby nie ranić czy nie martwić partnera. To mit, że w dobrym związku nie ma różnicy zdań, uczuć złości, żalu czy smutku. Znacznie bardziej szkodliwą dla nas sytuacją okazuje się blokada emocji, chowanie urazy, niemówienie o trudnościach, potrzebach czy frustracjach. Jak się okazuje, brak otwartej komunikacji na temat przeżyć i uczuć (np. z powodu nadmiernego brania odpowiedzialności za samopoczucie partnera), staje się zresztą najczęściej głębokim podłożem kryzysów w związkach. To głównie z takimi problemami – przynajmniej tak zdarza się w mojej praktyce terapeutycznej – pary zgłaszają się na terapię.

Kiedy czujemy się najbardziej samotni?

Uczucie samotności zwykle najbardziej doskwiera wieczorami, w weekendy i dni wolne od pracy. W Polsce emocjonalnie szczególnie obciążającym okresem są święta Bożego Narodzenia, kiedy dużo nadziei, ale i stresu wiąże się z kontaktem z bliskimi. To wtedy najdotkliwiej samotność odczuwają osoby niebędące w związkach, ale także te, które są w relacjach. Okazuje się, że ten okres w roku wiąże się przede wszystkim z ogromnym rozczarowaniem. Jedna w roku odświętna kolacja nie pomoże odzyskać poczucia bliskości emocjonalnej, jeśli przez cały rok nie było szansy, by o nią zadbać. Wszelkie zakłócenia w komunikacji, rodzinne tematy tabu, nieprzepracowana żałoba czy nierozwiązane konflikty w tym okresie szczególnie mocno dają o sobie znać. Im więcej mamy nadziei – tym trudniej jest później skonfrontować się z tym, że oczekiwanego zrozumienia i zainteresowania znów nie dostaliśmy.

Czy znamy lekarstwo na samotność?

Badania wskazują przede wszystkim na konieczność aktywnego podtrzymywania więzi – koleżeńskich, przyjacielskich, w kręgu osób o podobnych zainteresowaniach czy przekonaniach. Znacznie cenniejsze okazują się spotkania twarzą w twarz, niż kontakt online. Korzyścią z takich kontaktów będzie lepsze samopoczucie, wyższa samoocena, poczucie ulgi (jeśli coś nas akurat martwi). Bliskie kontakty twarzą w twarz to dawka pozytywnych wrażeń także dla naszego mózgu, a w efekcie – zapasy szczęścia w neuroprzekaźnikach. Jeśli czujemy, że za mało jest w naszym życiu bliskich osób, to tym bardziej warto zastanowić się, co nas blokuje przed otwartością na relacje, jakie mogą być tego przyczyny w nas samych (np. trudności w otwartym komunikowaniu uczuć, negatywne myśli na swój temat, lęk przed odrzuceniem… itp.).

Niektórzy mogą być przekonani, że nie potrafią nawiązywać relacji. Zbyt często czują się inni, czyli gorsi, odrzuceni i z tego powodu odnoszą wrażenie, że są „skazani na samotność”. Pozostają singlami lub związują się z osobami, przy których czują się niezrozumiani, a nawet wykorzystywani.

Takie sytuacje mogą świadczyć o tym, że osoby te cierpią z powodu różnych trudności emocjonalnych lub – szerzej – osobowościowych. W tej sytuacji pomocna jest psychoterapia. Jeśli uczucie samotności pojawiło się relacji z konkretnym partnerem lub partnerką, warto rozważyć też podjęcie psychoterapii pary.

W przypadku osób, które czują się samotne i mają trudności w bliskich relacjach, szczególnie wartościowe może okazać się doświadczenie psychoterapii grupowej. Taka forma terapii pozwala przeżyć w bardzo bezpiecznych warunkach, z pomocą psychoterapeuty, wszystkie trudności emocjonalne, które pojawiają się na co dzień w kontakcie z innymi. Może też dać nadzieję na to, że bycie blisko z innymi – niezwykle wzbogacające i rozwijające, dające uczucie zrozumienia i wsparcia – jest możliwe.

Ilustracja: obraz Davida Hockneya, The Bigger Splash (1967, galeria Tate Britain, Londyn)

Dobroczynna praca żałoby

dscf8917Żal po stracie bliskiej osoby wiąże się zazwyczaj z ogromnym cierpieniem psychicznym. Psychiatrzy i psychoterapeuci zwykli porównywać żałobę do depresji (czy melancholii – wedle nazewnictwa stosowanego jeszcze przez Zygmunta Freuda) i podkreślać cechy, które zbliżają stan po utracie do choroby: smutek, brak sił życiowych, wycofanie się z kontaktu ze światem zewnętrznym, subiektywnie przeżywane cierpienie. Osoba w żałobie traci na zdrowiu – zarówno fizycznym, jak i psychicznym, a jej funkcjonowanie społeczne pogarsza się (i coraz częściej osobom w żałobie proponowane są leki przeciwdepresyjne).

A jednak żałoba nie jest chorobą. Stanowi naturalną, przejściową reakcję na stratę i – co również podkreślają psycholodzy i psychoterapeuci – może, paradoksalnie, nieść za sobą dobroczynne konsekwencje. Konfrontacja ze stratą staje się… przebudzeniem, i jak pisze znany terapeuta interesujący się szczególnie tematyką egzystencji, Irvin Yalom – pozwala uważniej przyjrzeć się swojemu istnieniu. Żałoba po bliskich, pamięć o nich każą nam myśleć o własnym przemijaniu. Być może w ten sposób konfrontujemy się także z lękiem przed własną śmiercią? Z myślą o tym, jak przeżywam swoje życie? Czy żyję tak, jak pragnąłem/pragnęłam żyć? Czy tego właśnie chcę od życia?

Żałoba okazuje się dobroczynna również dlatego, że pomaga w zbliżeniu się do swojego wewnętrznego świata. Utrata wyzwala niekiedy bardzo intensywne emocje – przeżywając żałobę, doświadczamy smutku, lęku, poczucia osamotnienia i opuszczenia; ale także poczucia winy, rozpaczy, złości i gniewu. Bogactwo tych uczuć sprawia, że odrywamy się od bieżących spraw. Sięgamy głębiej. Żałoba wyzwala potrzebę zadośćuczynienia, przemożną chęć naprawiania relacji z innymi. I, paradoksalnie, inspiruje do myślenia o sensie życia. Może pomóc przewartościować nasze życie. Pchnąć je na inne tory, bliżej tego, czego naprawdę pragniemy.

„Im więcej pozostało nieprzeżytego życia, tym większy jest lęk przed śmiercią; im bardziej nie powiodło się człowiekowi przeżywanie pełni swojego życia, tym bardziej będzie bał się śmierci” (Irvin Yalom, Patrząc w słońce). To myśl o tym, że życie warto przeżyć zgodnie ze sobą, ze swoimi potrzebami i pragnieniami, a wówczas śmierć przyjdzie do nas w samą porę i nie będziemy się jej lękać.

Ilustracja: Lorna Simpson, „Photo Booth”, 2008 (fragment, fot. własna)